Gwadelupa

Wodospad Saut de la Lézarde i moja największa przygoda w życiu

Ukryty w dżungli wodospad Saut de la Lézarde, najbardziej ekscytujące miejsce na wyspie!!! Moje najlepsze wspomnienie z tej podróży.

Wodospad jest ukryty w środku dżungli, dostęp do niego jest utrudniony ze względu, że nie ma do niego żadnych, ale to żadnych drogowskazów, jedynie punkt w mapach Google i to też… punkt pośród zieleni bez żadnych dróg. Opis wyprawy w celu jego poszukiwania będzie ze szczegółami, ponieważ był to najlepszy moment na Gwadelupie i jestem bardzo dumna z siebie, że go odnalazłam.

Otóż ów wodospad nosi nazwę Saut de la Lézarde. Aby go odnaleźć należy pojechać do wioski, blisko Vernou, do Chemin de la Glaciere. Jak już pisałam nie ma do niego żadnego oznakowania. Jeździliśmy kilka razy w tą i z powrotem dwa razy pytając mieszkańców łamanym francuskim o drogę, tłumaczyli, ale bezskutecznie, nie wiem, czy nie wiedzieli, o które miejsce chodzi, nie znali drogi dokładnie czy po prostu nie chcieli tam turystów. W Internecie czytałam, że należy znaleźć opuszczoną posesję w wiosce i z niej znaleźć malutką dróżkę prowadzącą do niego. Tego się trzymałam. Jechaliśmy wolno w poszukiwaniu opuszczonej posesji, ujrzałam jedną i wysiadłam sprawdzić, czy to ta. To nie była ta, był to jakiś niedokończony dom z zaniedbanym podwórkiem, zobaczyłam kobietę idącą w moim kierunku, zapytałam o drogę do wodospadu i od razu ujrzałam jej przejętą minę. Zaczęła mnie ostrzegać, że trasa jest bardzo niebezpieczna, w dodatku leje deszcz i droga jest bardzo stroma i śliska. Starałam się nieco ją uspokoić, że będę ostrożna i poprosiłam o wskazanie drogi. Nadal ostrzegała, że dużo osób tam miało jakąś kontuzję, że helikopter musiał ich szukać i tym podobne, lecz wskazała mi drogę, wyszłyśmy na główną drogę, powiedziała, że to tam, gdzie ten niebieski samochód i zaraz przy nim w prawo, podziękowałam, powiedziałam, żeby się nie martwiła (pół łamanym francuskim, pół na migi i trochę po angielsku) i ruszyliśmy we wskazanym kierunku z nadzieją, że to w końcu nasz cel, bo przyznam, że byłam już nieco zdesperowana. Otóż to było to! Załączam zdjęcie opuszczonej posesji, żebyście wiedzieli, że to jest to właśnie miejsce.

Opuszczona posesja, przy której znajduje się ścieżka do wodospadu

Stojąc frontem do opuszczonego budynku ścieżkę będziemy mieć po naszej lewej stronie, może być słabo widoczna ze względu na roślinność i brak drogowskazów. Jest wąziutka, na jedną osobę. Nie wiem jak trasa wygląda jak jest zupełnie sucho i nie pada, ale gdy od rana leje deszcz droga może przysporzyć kłopotu. Szczerze, dla mnie droga nie była trudna, nie mówię, że przeleciałam ją bez jakichkolwiek trudności, lecz według mojej skali oceniam jej trudność na 6/10. Nie mogę też wprost napisać, czy droga jest trudna, czy prosta, ponieważ dla każdego ten poziom będzie inny. Ja dużo chodzę, uprawiam sport, jestem wytrzymała fizycznie i przede wszystkim znam swoje możliwości, nie pcham się na pewne niebezpieczeństwo, lecz najpierw oceniam sytuację. Także właśnie wtedy oceniłam drogę jako pewne wyzwanie, ale do pokonania. Po opisie drogi, sami wywnioskujecie, czy ta atrakcja jest dla was, czy nie. Otóż ścieżka jest w większości pokryta gliną. Jest ślisko i po prostu zjeżdża się na butach. Początek drogi jest bardzo stromy, wąski i śliski, nie ma za bardzo czego się tam chwycić oprócz korzeni i roślin. Bassem (mój travel buddy) poszedł ze mną jednak po minucie drogi zawrócił. Stwierdził, że „nie chce iść dalej jak zobaczył jak zaczynam bezwładnie zjeżdżać ze stromej góry na dół”. Powiedziałam ok, pójdę sama, żeby zaczekał w samochodzie, nie martwił się, że powinnam być za max dwie godziny. Trochę namawiał mnie, żebym nie szła, widać, że nie podobały mu się moje ekstremalne pomysły, jednak po takim trudzie odnalezienia drogi musiałam tam iść.

Początek drogi do wodospadu
Początek drogi, jeszcze całkiem przyjemna ścieżka
Tak wyglądała większość drogi do wodospadu

Tak mniej więcej wyglądała droga. Byłam totalnie sama w środku dzikiej dżungli i towarzyszyło mi uczucie ogromnej ekscytacji. Kilka razy musiałam zrobić jakiś duży skok, żeby ominąć przeszkodę, szłam nad przepaścią, po śliskich kamieniach na rwącej rzece, parę razy musiałam dać krok prawie robiąc szpagat, jeśli tego wymagała droga. W dżungli nie spotkałam żadnych zwierząt ani niebezpiecznych insektów (albo ich po prostu nie widziałam). Miałam wielką nadzieję zobaczyć szopa pracza, który żyje na Gwadelupie na wolności, lecz niestety nie widziałam żadnego. Głośny szum wodospadu był wyznacznikiem drogi, wiadomo było, że jest już gdzieś w pobliżu, ścieżka jest tylko na początku, potem idzie się już po prostu w lesie bez żadnych ścieżek, nasłuchując wodospadu. Po 30 minutach marszu moim oczom w końcu ukazał się piękny dziki wodospad, a ja byłam tam całkiem sama, nie było żywej duszy. Naprawdę ciężko opisać słowami tamto uczucie. Wielka ekscytacja, duma, poczucie wolności i zachwyt jak piękna jest natura.

Wodospad Saut De La Lézarde

Aby uwiecznić siebie i wodospad na zdjęciu musiałam użyć samowyzwalacza w telefonie, ponieważ nie było nikogo, kto mógłby mi zrobić zdjęcie. A być tam i nie uwiecznić siebie to grzech.

W takim miejscu i w takich okolicznościach (zero ludzi) lubię rozmyślać. Wtedy po prostu siedziałam sobie na kamieniu, słuchałam łomotu wodospadu i podziwiałam przyrodę. W piękny słoneczny dzień woda w „baseniku” jest niebieska i czysta. Wtedy miała brązowy kolor od gliny, którą przenosił deszcz. Rzeczka wtedy była rwąca, niespokojna i brudna. Chciałam na trochę wejść się pokąpać, weszłam do wody po pachy jednak nie dalej i nie pływałam. Tu już rozsądek podpowiadał, że lepiej nie. Nie wiadomo jaki jest grunt a woda była bardzo rwąca, potaplałam się w wodzie do pasa kilka minut i wyszłam. Jednak potrafię być rozsądna i znam swoje możliwości. Nieraz wątpiłam w mój rozsądek, ale to chyba przez nadmierną opiekuńczość Bassema. Ogólnie miejsce jest jak najbardziej odwiedzane przez ludzi. Jak jest ładna pogoda i nie pada ludzi jest tu więcej, woda jest czyściutka i można się kąpać. Nie jest to nie wiadomo jak ekstremalna droga, gdy jest sucho buty się nie ślizgają i idzie się łatwiej. Droga powrotna zajęła mi 25 min. Podczas wędrówki w pierwszą i w drugą stronę dużo robiłam zdjęć i kręciłam filmiki. Bez problemów dotarłam szczęśliwa i brudna do samochodu.

Widok na wodospad i rzekę z góry

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *